Dorota to mnie najpierw nieźle wkurzyła… Na samym początku było bardzo fajnie. Okazało się, że jestem zimą i że czerwień, którą bardzo lubię, ma wiele odcieni. Makowy nie jest dla mnie, ale karmazyn sprawia, że mam naprawdę niebieskie oczy, a cera na twarzy młodnieje o jakieś dziesięć lat! Nigdy nie sądziłam, że takie detale mają aż taką moc. Schody zaczęły się przy szafie. Może nie pękała w szwach, ale ciuchów zawierała sporo. Dorota uświadomiła mi, że noszę tylko ok 20 procent. Reszta czekała na lepsze czasy, jak schudnę… część już wieki temu wyszła z mody… a te, które nosiłam też niekoniecznie sprzyjały mojej urodzie czy podkreślaniu atutów sylwetki. Ale nie, nie chodziło o to, że wydam od razu fortunę na nową zawartość szafy. Dorota pokazała mi kilka fajnych sztuczek, które sprawiły, że walory – które, jak się okazało też posiadam, nauczyłam się podkreślać. Okazało się też, że szafa nie musi pękać w szwach, wystarczy kilka fajnych, odpowiednich zestawów i że lepiej ją tylko, co jakiś czas, odświeżać nowościami. Dzięki tym wszystkim zabiegom czuję się dużo bardziej kobieco, nabrałam pewności siebie i kolorowej pogody ducha. Fajna przygoda, którą dopiero zaczęłam i mam nadzieję z Dorotą kontynuować.